mona65 mona65
439
BLOG

Nowa bajka o Jaśku i Małgośce na prima aprilis

mona65 mona65 Kultura Obserwuj notkę 0

Nowa bajka o Jaśku i Małgośce.

W żółtym domku w mieście mieszkało rodzeństwo bliźniąt. Jasiek i Gośka. Jaśka pasjonowały samochody, a Gosię fascynowała geografia, podróże i przyroda.Pewnej lipcowej środy dzieci postanowiły wybrać się na wycieczkę do lasu na jagody. Gosia rozłożyła mapę „Kraków i okolice”, obok położyła „Mały atlas grzybów”, oraz bajecznie kolorową książkę, z pięknymi fotografiami pod obiecującym tytułem: „ Bogactwo polskich lasów”. Prezent od dziadka leśniczego. Zapakowała do plecaków obie książki, dwie kanapki z żółtym serem i dwa soczki pomarańczowe w kartonikach. Po namyśle dorzuciła kompas, latarkę i opakowanie niezdrowych, ale za to kolorowych i smacznych żelków. A potem jeszcze 2 małe nożyki, spray przeciwko komarom i kleszczom, krem z filtrem, portfel, w którym było 7 złotych i 35 groszy, swój telefon komórkowy, oraz zdjęcie Vazowskiego z filmu „Potwory i spółka”. Był on idolem Gośki. Nie zapomniała też o dwóch koszykach i ubraniu dokładnie zakrywającym ciało, bo z tymi kleszczami nie ma żartów. No i czapka z daszkiem też jest konieczna – pomyślała i włożyła na głowę zieloną czapeczkę z wizerunkiem Vazowskiego oczywiście. Jasiek, ubrany równie dokładnie jak siostra, z tym, że czapeczka ozdobiona była wizerunkiem Buzza Astrala z filmu „Toy Story”. (Nie trzeba dodawać, że Buzz był idolem Jaśka), wyprowadził z garażu mały, elektryczny samochodzik, który konstruował przez ostatnie dwa lata i który w zeszłym tygodniu właśnie pomyślnie przeszedł test na zdolność do poruszania się w trudnym terenie. U babci za stodołą konkretnie.Jasiek i Gośka wsiedli do czerwonego samochodziku, Jasiek za kierownicą, Gosia z mapą na kolanach obok. Niestety dzieci nie dysponowały nawigacją GPS, i musiały polegać na tradycyjnej mapie i umiejętnościach dziewczynki w zakresie jej czytania. Najpierw jechali małą, wąską uliczką obok jednorodzinnych domków, potem większymi ulicami miasta, a potem kawałek szosą za miastem. Dziewczynka zdecydowała o zjechaniu z szosy w stronę lasu i Jasiek wprawnie skręcił w boczną, wyboistą drogę. Dziury na niej były jeszcze częstsze i większe niż na szosie, ale dzielny czerwony samochodzik, skonstruowany specjalnie przecież do jazdy w terenie, doskonale sobie radził z tymi niedogodnościami. Jasiek zaparkował fachowo przed szlabanem zabraniającym wjazdu do lasu ( i słusznie, albowiem smrody spalin, huk silników, metalowe potwory mogłyby śmiertelnie wystraszyć zwierzęta i zniszczyć roślinność). Gosia wysiadła z samochodu, zdjęła kask, który przezornie wcześniej ubrała w trosce o swoje bezpieczeństwo w pojeździe konstrukcji brata i rozejrzała się uważnie. Jeśli się rozdzielimy to nazbieramy więcej jagód i może nawet już grzyby się trafią. Ty idź w lewo, ja pójdę w prawo. Pomysł był dobry i uzasadnienie logiczne, więc Jasiek ochoczo wszedł na ścieżkę prowadzącą do lasu, którą wskazała mu siostra. Gośka powędrowała inną dróżką, wesoło wymachując koszykiem, w którym leżała książka o bogactwie polskich lasów. Atlas grzybów przypadł Jaśkowi.

Po dwóch godzinach wędrówki po cudownie pachnącym lesie, Gosia zjadła kanapkę, popiła sokiem, do buzi wrzuciła kilka gumowych miśków, opakowanie po soczku i papier po kanapkach starannie złożyła i schowała w plecaku (w lesie nie wolno śmiecić), po czym wędrowała dalej. W koszyku leżało na dnie kilka jagód, jeden prawdziwek i trzy małe, żółciutkie kurki. Nie kurczątka oczywiście tylko grzybki. Nie były to obfite zbiory, ale i tak wycieczka była wspaniała.

Tymczasem Jasiek ledwo wszedł do lasu, postanowił zjeść kanapkę, stwierdzając, że nie ma różnicy czy będzie niósł ja w plecaku, czy w żołądku. A właściwie jest różnica. Plecak będzie lżejszy. Wypił sok, papier i kartonik wrzucił do plecaka (w lesie nie wolno śmiecić) i powędrował dalej. Miśków nie zjadł, bo wszystkie były u Gośki, ale nie było mu żal, bo nic o tym nie wiedział.

Po dwóch godzinach stwierdził, że wprawdzie koszyk jest pusty, ale sama wycieczka jest bardzo udana. Stwierdził również, że w zasadzie to niepotrzebnie tak od razu zjadł wszystkie zapasy, bo teraz dopiero jest głodny i teraz by zjadł z większym apetytem.

Dzieci niezależnie od siebie, za to bardzo zgodnie postanowiły wracać. Gosia chciała poinformować Jaśka , ale wszelkie próby połączenia się z bratem za pomocą telefonu komórkowego okazały się nieskuteczne. Jasiek nie odbierał telefonu. Gosia coraz bardziej niepokoiła się o brata. Im bardziej się niepokoiła, tym szybciej wędrowała w stronę parkingu.

Tymczasem Jasiek także postanowił wracać. W koszyku nic nie miał, ponieważ większość czasu zajęło mu przyglądanie się mrówkom i zastanawianie się nad fenomenem fizycznym: jak to możliwe, że taka mała mrówka niesie, taką dużą igłę sosnową?. Postanowił wracać. Chciał skontaktować się z siostrą, ale niestety. Dokładne przeszukanie kieszeni spodni, kurtki oraz plecaka nie dało spodziewanego rezultatu. I wtedy Jasiek przypomniał sobie, ze swój telefon zostawił na biurku w domu i w związku z tym należy jak najszybciej iść w stronę parkingu i tam czekać na siostrę.

Z lasu oboje wyszli niemal jednocześnie. Po wyjaśnieniu sprawy braku łączności, lekkim walnięciu Jaśka plecakiem w głowę przez Gośkę (ze złości, że tyle się denerwowała przez jego roztrzepanie), rodzeństwo zgodnie stwierdziło, że pora do domu, bo głód dokuczał już mocno obojgu, z tym, ze Jaśkowi jakby nawet bardziej.

Nagle chłopiec zauważył istne cudo! Mały samochodzik, cały z piernika. Na drzwiach lukrem miał napisane: „Najlepsze pierniki z Chatki Baby Jagi”

Ale fajny pomysł na reklamę! Gośka na pełen zachwytu okrzyk brata obejrzała się i zobaczyła piernikowe auto. Pomyślała, że całkiem fajna makietka reklamowa i już chciała wsiąść do czerwonego, terenowego samochodziku Jaśka, gdy zauważyła, że brat najspokojniej w świecie wsuwał piernikową klamkę od drzwi słodkiego autka. Ponieważ była bardzo głodna a pierniki tak zachęcająco wyglądały i pachniały, Gośka dołączyła do brata. Pozbawione klamki drzwi otworzyły się, więc dziewczynka ułamała kawałek kierownicy i lewarka zmiany biegów. Smakował jak piernikowy lizak. Cudo.

Nagle, nie wiadomo skąd (z lasu pewno, sądząc po zielonych liściach w czerwonych włosach), pojawiła się obok starsza kobieta. Nie staruszka jeszcze, miała pewno ze czterdzieści lat, ale młoda też nie była. W czerwone włosy wplątane były liście, oraz dwie rozłożyste gałązki, na szyi miała korale z żołędzi. (Gośka pomyślała, że bardzo oryginalne, i że zrobi sobie podobne).

Jej zielona sukienka z postrzępionych falbanek doskonale się komponowała z tymi koralami, oraz z dziurawymi rękawiczkami w kolorze zgniłego jabłka.

Wtem dzieci usłyszały całkiem nieskrzeczący, ale za to wyraźnie wkurzony głos. „Kto wam pozwolił zjeść mój samochód? Czym ja teraz do domu pojadę? Czym będę rozwozić pierniki? Pozbawiliście mnie możliwości zarobkowania!”

Dzieci zaczęły przepraszać, tłumaczyć, że nie wiedziały, że myślały, że to taki chwyt marketingowy, że pierniczkowy samochód był przeznaczone do zjedzenia.

Jadwiga Babowska, (przez przyjaciół zwana Babcią Jagą), gdyż to ona była, właścicielka firmy „Piernikowa Chatka Baby Jagi” we własnej osobie, nieco się uspokoiła i wspólnie z Jaśkiem i Gosią zaczęli obmyślać plan pod tytułem: ”Jak zaradzić tej trudnej sytuacji”. Jasiek wymyślił, że odholują samochód gdzie trzeba. Gosia zaproponowała pomoc w roznoszeniu pierników.

Pani Jaga fachowo przywiązała linę do zaczepu w swoim samochodzie, Jasiek to samo zrobił w swoim, tyle, że lina była przymocowana do haka z tyłu i oba pojazdy powoli ruszyły we wskazanym przez Babcię Jagę kierunku. Za górką, w małym miasteczku, przy małej bocznej uliczce znajdowała się firma cukiernicza „Chatka Baby Jagi”. Tam samochody się zatrzymały i wszyscy razem weszli do małego, piernikowego domku. Wszędzie było mnóstwo piernikowych figurek – serduszek, reniferów, misiów, piesków a nawet sów i nietoperzy. Wszystko z piernika. Babcia Jaga wprawnie zawiązała fartuch z logo firmy, na głowę założyła czerwony czepek ochronny, zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej. Takie same dostały dzieci i po umyciu rąk wszyscy zabrali się do pracy. Specjalnymi foremkami wyjętymi z kuferka z napisem „auto – części zamienne”, dzieci wycinały zapasowe, zjedzone części, a Babcia Jaga wałkowała kolejne porcje ciasta. Gdy klamka, lewarek i kierownica piekły się w olbrzymim piecu, Baba Jaga poczęstowała Jaśka i Gośkę zupą pomidorową i piernikiem w czekoladzie. Potem dzieci pomogły zamontować nowe części i przy okazji Jasiek dowiedział się, że autko napędzane jest specjalna mieszanką maki z dodatkiem cukru i miodu, jednak dokładnej receptury nie udało mu się poznać, podobnie jak zasad działania silnika w piernikowym pojeździe.

Gdy wszystko było gotowe, szkody naprawione, pierniki dla rodziców w prezencie zapakowane – bliźnięta odjechały do swojego domu, machając na pożegnanie i obiecując, że niebawem przyjadą w odwiedziny do swojej nowej przyjaciółki. Zdążyły wrócić akurat na kolację i rodzice byli bardzo zdziwieni, że żadne dziecko nie chce jeść.

Małgosia zajęła się produkcją koralików z pestek od jagód, a Jasiek na ekranie komputera próbował zaprojektować silnik napędzany mieszanką mąki i wody, wzbudzając poważne zaniepokojenie rodziców.

 

 

 

 

mona65
O mnie mona65

myśląca, pogodna, spokojna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura